Nowy trend wnętrzarski Wabi-Sabi 16.07.2018

Mam w telefonie playlistę zatytułowaną „Nostalgia bez smutku”. Umieszczam tam utwory przywołujące wspomnienia o zdarzeniach i sytuacjach, które już nigdy nie wrócą. Były piękne, zabawne, romantyczne, nawet nieporadnie ujmujące, ale zdarzyły się tylko raz, miały swoją rolę, zadanie do wypełnienia i już nigdy nie powinny się zdarzyć. Właśnie dlatego łatwo mi się do nich uśmiechać, wspominać je, ale nie tęsknić. W moim świecie to jedyna szkatułka z kawałkami przeszłości, do której w miarę regularnie zaglądam. Czy przedmiot może być w tym względzie niczym muzyka? Oczywiście, że tak. Pamiętam, gdy w nowoczesnej kuchni mojego ojca odkryłem mający ponad 40 lat nóż do krojenia chleba. Tysiące kilometrów od Warszawy, w innym kraju, nóż identyczny jak ten, którym babcia, gdy byłem mały kroiła mi pajdy chleba, by posmarować je masłem, a potem posypać jagodami. Prosta historia, noży było kilka, rozeszły się nie tylko po rodzinie, ale i po świecie.



Nie wszystkie przedmioty z przeszłości mimo ładunku emocjonalnego jaki w sobie mają, przystają do nowoczesnych trendów. Chyba, że pojawi się trend, którego siłą będzie przeszłość, a wygląda na to, że właśnie nadchodzi.

Po wychwalanym, choć dla niektórych zbyt zimnym, powiewie skandynawskiego minimalizmu, w naszych wnętrzach zaczyna mościć się Wabi Sabi. Nie bez kozery używam słowa „mościć”, ponieważ trend ten szuka piękna nie tylko w minimalistycznym podejściu do wnętrza, on chce, żeby piękno zawarte w starych przedmiotach było wymoszczone, artystycznie nadgryzione zębem czasu, a do tego nosiło znamiona niedoskonałości, wręcz zużycia.

Jednak nie ma co zacierać rąk i planować nalotu na piwnice, żeby, chcąc być modnym, naprzynosić z niej tony zakurzonych bibelotów, których przez sentyment nie udało się wyrzucić. Zanim rozpocznie się piwniczny przegląd wojsk, warto przyjrzeć się filozofii Wabi Sabi.

Od razu uprzedzam, nie chodzi tu tylko o „durnostojki”. Oprócz przedmiotów liczy się wnętrze, w którym owe skarby stoją. Cechą wspólną nr 1 wszystkiego, co składa się na Wabi Sabi jest skromność. Dlatego stare meble gięte, obrazy w pozłacanych ramach z pompatyczną inkrustacją zostawiłbym jeszcze na jakiś czas tam gdzie aktualnie leżą. Idąc śladem tego japońskiego trendu warto wiedzieć, że Wabi to prostota, a Sabi to piękno ukryte w upływającym czasie. Jeśli są Państwo w stanie pogodzić się z faktem, że nie wszystko musi być idealne i że stare może być piękne w swej starości, Wabi Sabi zaprasza do swojego świata.

Tylko jak to wszystko rozumieć? Skromność w duchu Wabi Sabi to nieregularne formy, zniszczone naturalne materiały jak kamień czy drewno. Jeśli coś jest przebarwione albo w wyniku tarcia i lat pozbawione lakieru, a przy tym wolne od przepychu - znakomicie wpisuje się w tę japońską filozofię. We wnętrzach Wabi Sabi jak ryba w wodzie poczują się wielbiciele rustykalnych rozwiązań, prostych, nie projektowanych pod linijkę wnętrz. To coś naprawdę dla nich. Myślę, że chwilę na oddech znajdą w nich też ci, dla których remonty i szpachlowanie nierównych ścian są obowiązkiem, a nie potrzebą. Od teraz ściany nie muszą być równe, mogą być to tu, to tam odrapane, ale czyste i w naturalnych pastelowych kolorach, w barwach ziemi.

I proszę pamiętać, że skromność w kontekście Wabi Sabi przekłada się również na ilość. A więc niech poszczerbione i popękane wazy dostaną nowe życie zlepione laką lub po prostu klejem, którego ślady będzie widać, ale niech nie lądują na półce wszystkie na raz. Wtedy nie będzie to Wabi Sabi, ale tani składzik.

Świat designu ma w najbliższych latach oszaleć na punkcie Wabi Sabi. I właśnie o tym będę teraz troszkę rozmyślał, słuchając playlisty „nostalgia bez smutku”. Koniecznie sprawdźcie, czy to coś dla Was.

Tomasz Kammel